Nie jesteś multizadaniowy. Pogódź się z tym. Oczywiście możesz twierdzić, że potrafisz słuchać podcastu i spacerować (ja potrafię ;)), ale nie o taką wielozadaniowość mi chodzi. To nie jest praca głęboka. Nie możesz robić dobrze i efektywnie wielu zadań równocześnie. Jeżeli tak uważasz, to są dwie opcje. Albo jesteś wyjątkowy i jednak potrafisz, a ja się mylę. Albo nie wiesz, ile jesteś w stanie zrobić, kiedy skupisz się w 100%, tylko i wyłącznie na jednym zadaniu.
Nie jest to łatwe, zwłaszcza gdy pracujesz w niesprzyjających warunkach, a większość biur taka właśnie jest. Podobnie, gdy tak, jak wiele osób teraz, pracujesz z domu, równocześnie zajmując się dziećmi.
Jeżeli jeszcze Cię nie przekonałam, to mam nadzieję, że Cal Newport to zrobi.
W swojej książce “Praca głęboka…”, Cal Newport udowadnia, że aby skutecznie i efektywnie wykonać ważne zadania, na które potrzeba więcej czasu, trzeba wejść w stan pracy głębokiej.
Wielozadaniowość i powiadomienia nie sprzyjają pracy głębokiej.
Jakie powiadomienia? Wszystkie! Dźwięk przychodzącego maila, powiadomienie z portalu społecznościowego, nawet zaświecenie się ekranu telefonu, bo przyszła wiadomość – to wszystko są powiadomienia i rozpraszacze Twojej uwagi. Ciebie to nie dotyczy? A kiedy po raz ostatni przepracowałeś dzień z telefonem schowanym w plecaku? Założę się, że trzymasz go zaraz obok siebie, na biurku.
Powrót do stanu skupienia zajmuje nam średnio więcej niż 23 minuty. Szaleństwo, prawda? Oznacza to, że pracując w niesprzyjających warunkach, prawdopodobnie rzadko kiedy wchodzisz w stan pracy głębokiej.
Czemu tak chętnie poddajemy się wielu małym zadaniom, zamiast jednemu dużemu?
Bo kończąc wiele małych zadań mamy poczucie bycia zajętym i efektywnym. Nie oznacza to, że robimy to, co jest najważniejsze i co przynosi największą wartość. Bo to zazwyczaj jest czasochłonne, wymagające skupienia, a więc wydaje się nam jednocześnie trudne. A w większości wypadków to, czego potrzebujemy, to skupienie.
Jak to osiągnąć?
Dzięki książce poznasz różne strategie osiągnięcia stanu pracy głębokiej. Nie jest to łatwe – mówię z własnego doświadczenia. Potrzebowałam około miesiąca na nauczenie się, jak stworzyć sobie warunki do takiej pracy. Przede wszystkim:
- wyłączam wszystkie komunikatory i programy pocztowe. Z dwóch powodów. Po pierwsze: nie przychodzą powiadomienia które mnie rozpraszają. Po drugie nie widzę czekających na mnie wiadomości. Zobacz jaka jest różnica wizualna:
Drobna rzecz, ale wiele zmienia. Możecie skorzystać z narzędzi, które Wam w tym pomogą, Ja, na początku, korzystałam z Freedom – jednego z niewielu programów, który faktycznie działał tak, jak tego oczekiwałam. No i telefon zostaje w torebce 🙂
Na czas mojej pracy głębokiej rezerwuję sobie salkę do pracy i tam się zamykam. Gdyby nie to, na pewno ktoś by mi przeszkodził. Odpowiadam w zespole za komunikację z klientem, więc OCZYWIŚCIE, że ktoś by coś ode mnie chciał. A tak, znikam na godzinę i już. Wszyscy wiedzą gdzie jestem, i po co tam idę, więc jakby się paliło i waliło (co się jeszcze nie zdarzyło), to wiedzą gdzie mnie szukać.
Kiedy planuję sesję pracy głębokiej?
To zależy 🙂 W niektórych projektach mogłam zaplanować godzinę ciszy (bo tak sobie nazwałam czas pracy głębokiej) codziennie o określonej porze. Są takie, w których mogę planować co najwyżej jeden dzień do przodu, bo nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. Najczęściej i najłatwiej jest mi zorganizować godzinę ciszy z rana. Należę do skowronków, więc praca rano jest u mnie bardziej efektywna niż po południu lub pod wieczór. Ale znam product ownerów, którzy zdecydowanie bardziej wolą do takich zadań siąść znacznie później (wychodzą z biura wcześniej i kończą pracę w domu, wieczorem).
Cal w “Pracy Głębokiej” pisze również więcej o tym, żeby odcinać się od Internetu, również w czasie wolnym, planować odpoczynek i wielu innych rzeczach, o których dowiesz się z książki 😉 Co ciekawe – Cal ma swoją stronę, ale nie ma facebooka, Instagrama i nie udostępnia nigdzie ogólnego maila kontaktowego.
Tak więc, “Praca głęboka” została na mojej półce na stałe. Większość książek, które przeczytałam nie zostaje u mnie w domu na dłużej. Zazwyczaj oddaję je przyjaciołom i znajomym, albo zanoszę do biblioteki. Ale do tych, które zostają, wracam regularnie (już Ci pisałam, że mam pamięć jak welonka, prawda? ;)).